Stan surowy otwarty już jest!
A może powinnam powiedzieć - wreszcie jest - ale najważniejsze po prostu, że osiągnęliśmy ten etap przed zimą
W czwartek wróciłam z wyprawy po dachówkę krańcową na daszek. Cały dzień podróży, ale opłaciło się, bo dzięki temu chłopaki położyli ją w piątek przed południem, wykorzystując ostatnie chwile ładnej pogody. W piątek rano pojechałam jeszcze do Oławy po okno dachowe do garderoby, bo zdecydowaliśmy się doświetlić to duże pomieszczenie - i to była bardzo dobra decyzja Odebrałam też tam specjalny kołnierz do położonych blisko siebie okien dachowych w sypialni. Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałam się, że to był jednak kołnierz kombi - taki sam jak do okien nieprzedzielonych krokwią - i okazał się odpowiedni.
Miałam więc kolejną wycieczkę, ale na szczęście już nie tak długą, jak ta po dachówkę. Najbardziej ucieszyły nas efekty tych wojaży: chłopaki wstawili w piątek resztę okien dachowych i skończyli daszek nad wejściem. Tym samym - tuż przed deszczem - osiągnęliśmy stan surowy otwarty, a właściwie zabity dechami
Dzisiaj rano wyruszyliśmy robić porządki na budowie. Roboty było tyle, że przez cały dzień udało nam się uporządkować tylko teren wokól domu, wnętrze musi poczekać do poniedziałku. Kilka razy jeździłam taczką wokól domu, zbierając kolejno gruz, odpady drewniane i śmieci. Mąż z kolei segregował cięższe materiały i palił zgromadzone przez nas odpadki. Teraz oboje padamy z nóg, jutro regeneracja, a w poniedziałek wracamy na plac boju!
No to teraz czas na fotorelację z nowo ukończonego etapu i efektów naszego porządkowania
Oliwka od frontu.
I z tyłu.
Z perspektywy.
I z bliska. (A tam w środku Mąż poprawia plandekę na bramie garażowej )
Nasza dachóweczka jak z katalogu
Komin w pełnej okazałości.
I na koniec nasze ulubione słupy podtrzymujące daszek ganeczkowy.
Teraz więc nasza Oliwka spokojnie szykuje się do zimowego snu - i my też, bo to był ciężki, ale bardzo owocny dzień