Koszty budowy czyli trochę matematyki
Powoli kończymy rozliczenia z hurtowniami, bo kupiliśmy już (prawie)wszystkie materiały potrzebne do wybudowania stanu surowego otwartego. Tylko ekipa nadal nawala. Nie mamy już do nich siły. Chłopaki ładnie robią, trzeba przyznać, ale są koszmarnie niesłowni. Znowu więc tracimy nerwy przez kolejne przestoje.
Ale nie o ekipie dziś chciałam pisać, tylko o wydatkach na materiały budowlane. Dokonaliśmy z mężem finalnych podsumowań. Nasza Oliwka po wprowadzonych zmianach (podniesieniu ścianki kolankowej o 1 pustak i zagospodarowaniu powierzchni nad garażem na garderobę i pralnię) ma około 145m2 powierzchni użytkowej. W jednej z hurtowni powiedzieli nam, że średnio koszty materiałów (bez robocizny) można policzyć według wzoru:
Koszty materiałów na stan surowy otwarty = (powierzchnia użytkowa domu - 10) x 1000
Dotyczy to domów małych i średnich, przy dużych należy od powierzchni użytkowej odjąć nie 10, a 30. Oczywiście, wszystko zależy od projektu domu, miejsca budowy, jakości użytych materiałów, więc na pewno nie jest to uniwersalna recepta na wyliczenie kosztów materiałów na każdy dom, ale piszę o tym, bo w naszym wypadku wzór ten sprawdził się bezbłędnie.
Podstawiając dane naszej Oliwki do powyższego wzoru: (145-10) x 1000, wychodzi, że materiały na stan surowy otwarty powinny kosztować około 135000 i tyle właśnie nas wyniosły. Właściwie trochę mniej, bo w tej kwocie jest już cała papierkowa robota związana z pozwoleniem na budowę, projektem i jego adaptacją, a więc tzw. koszty pozostałe (12tys.). Nie wliczam tu natomiast kamienia na cokól i komin, który jest elementem wykończeniówki.
Patrząc wstecz, zastanawiamy się z mężem, na czym można było zaoszczędzić - choć świadomie tego nie zrobiliśmy, bo zależało nam na tym, by wybudować domek z wysokiej jakości materiałów (i nie żałujemy tych wyborów). Skupiając się natomiast na aspektach ekonomicznych, można było:
- zastosować tańsze bloczki betonowe na fundamenty, a nie firmowe Betard (oszczędność kilkuset złotych)
- położyć papę na fundamentach zamiast trwalszej folii plastpapy i dysperbitu
- nie podnosić ścian fundamentowych o 2 bloczki (zwiększyło koszty fundamentów o około 2tys.)
- dać cieńszą warstwę styropianu na ocieplenie fundamentów (my daliśmy 10cm styropianu Termoorganika)
- zamiast bloczków ytong i termoizolacyjnego kleju zastosować tańsze odpowiedniki
- kupić słabszy beton np. B15
- kupić komin z niepełnym ociepleniem (nawet 800zł tańszy) - my zastosowaliśmy pełne ocieplenie, bo chronić kamień na kominie przed różnicą temperatur zimą
- nie robić nadbitki (na sam impregnat firmy Tikkurila wydaliśmy ponad 2 tysiące, deseczki - wybraliśmy grubsze ze względu na trwałość i odporność na warunki atmosferyczne - kosztowały drugie tyle. O robociźnie i setce lamelek, by wyszlifować idealnie na gładko, nie wspomnę...)
- kupić tanie okna dachowe bez szyb samoczyszczących (minimum kilkaset złotych do przodu)
- kupić najtańsze rynny (my wybraliśmy Gamrat seria Magnat, bo kolor ceglasty z tej firmy idealnie pasował do miedzianej dachówki, a ponadto jest 12-letnia gwarancja na trwałość koloru)
- zrezygnować z docieplenia ścian szczytowych wełną (200zł)
- zamiast dachówki ceramicznej zastosować blachodachówkę lub dachówkę cementową, ewentualnie kupić najtańszą ceramiczną (oszczędność kilku ładnych tysięcy)
- nie robić dużego tarasu i dodatkowego zadaszenia na nim (nawet około 10tys. oszczędności)
Gdyby zastosować wszystkie powyższe zabiegi, można by zaoszczędzić nawet do 30000. Odbyłoby się to jednak ze stratą na jakości i funkcjonalności domku, a tego nie chcieliśmy. Stąd też takie, a nie inne decyzje.
Budowanie to, jak widać, seria niekończących się wyborów i ustalania priorytetów. Opisałam nasze decyzje, bo myślę, że takie informacje mogą zainteresować tych, którzy dopiero zaczynają podążać tą krętą drogą zmierzającą do wybudowania własnego domu. Mam nadzieję, że okażą się pomocne...