Na dwóch budowach
Wczoraj po południu przyjeżdżamy na budowę, a tu cicho wszędzie, głucho wszędzie... Robota nietknięta od dnia poprzedniego. No nie - myślimy - znowu ich nie ma... (Budowlańców, oczywiście.) Mąż dzwoni więc do majstra i pyta, gdzie się tym razem podziewają. Majster, zdziwiony, rzecze, że jest na drugiej budowie, ale dwóch chłopaków powinno być. Sugeruje, że mogą być "na mieszkaniu". Z pewną dozą nieufności jedziemy do ich lokum. Czyżby cały dzień spędzili na pokojach? Wchodzimy do wynajmowanego przez nich mieszkania. Atmosfera jest bardzo gęsta. Przez uchylone drzwi widzimy nogi wystające spod koca na łóżku. Chłopaki zalani w trupa. Zorientowawszy się w sytuacji, wybiegam szybko zaczerpnąć świeżego powietrza...
Według relacji mojego mężą jeden z nich się ocknął po chwili. Mąż przestrzegł ich, by darowali sobie robotę w tym dniu i się wyspali, bo jeszcze coś by się któremu stało. Był to pierwszy taki incydent na naszej budowie. Okazało się, że chłopaki dawno się nie widzieli (jeden z nich pojawił się na budowie po dłuższej przerwie) i mieli wiele do omówienia
Wróciliśmy więc do naszego mieszkanka - na drugi plac budowy. Mąż postanowił bowiem wybudować kolejny dom - tym razem dla naszego dużego szynszyla - Dropsa, dla którego domek kupiony w sklepie okazał się za mały. W ruch poszły deseczki i piła i po około godzinie mężowskiej pracy komfortowy domek zagościł na parceli naszego puchacza
Zadaszony taras musi być
Właściciel szybko się zadomowił i poczuł jak u siebie
Nasz mały landlord
Ach, gdyby domki dla ludzi budowały się tak szybko - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - bez przestojów, zszarganych nerwów i kredytów!